Rozdział VIII


Kilka dni przed śmiercią Itachiego Uchihy


Najpierw usłyszała hałas, przez który zerwała się z łóżka, biegnąc w stronę drzwi. Zatrzymała się gwałtownie, widząc go po tak długim czasie, w tak złym stanie. Mężczyzna z trudem oparł się o ścianę, zatrzaskując za sobą drzwi. Oddychał ciężko, przyciskając dłoń do ust, zbyt skupiony na bólu i łapaniu powietrza, by zauważyć medyczkę. 

- Itachi! - krzyknęła, zrywając się z miejsca. 

Ostrożnie podtrzymała go, gdy osunął się na podłogę. Nie zważając na krew, która sączyła się między jego palcami, zaczęła rozpinać jego płaszcz. Jej dłonie otoczyła ciemna chakra, a kobieta zacisnęła usta w wąską kreskę.

- Głupi! - skarciła go cicho. 

Odgoniła cisnące się łzy do oczu. Nie mógł ich zobaczyć, jej słabości do niego. W końcu nie tego od niej chciał. To ona postradała rozum. Pozwoliła sobie poczuć coś, co nie powinno mieć miejsca. 

A teraz był tu w tak opłakanym stanie. Mógł umrzeć, gdzieś po drodze i nigdy by się nie dowiedziała, co się z nim stało. 

- Yuzu…- stęknął cicho, gdy atak kaszlu ustał.

- Bądź cicho, jesteś jeszcze słaby - szepnęła, wpatrując się w swoje dłonie. 



Rok po zakończeniu Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi

- Tylko wtedy, gdy ów dzieci są posiadaczami Sharingana. Jest niebezpieczny. - odparł zimno Gaara, ponownie atakując Karin.

Kunoichi unikała piasku, uskakując z miejsca na miejsce. Co rusz poprawiała chłopca, który zsuwał się z jej pleców. Bała się go zostawić. Wiedziała, że piasek Kazekage mógł go w każdej chwili otoczyć, nawet jeśli ona sama by z nim walczyła. 

Była w beznadziejnej sytuacji. Bała się atakować, obawiała się, iż łańcuchy mogłyby zranić małego Uchihe, a był już i tak w ciężkim stanie.

- To tylko dziecko! Ty też się nie kontrolowałeś jako dziecko - krzyknęła, mając nadzieje, że może to sprawi, że No Sabaku się opamięta. 

Niestety wspominanie błędów młodości Kazekage odniosło wręcz przeciwny skutek, wywołując w nim jeszcze większą złość.


Kilka dni przed śmiercią Itachiego Uchihy


- Muszę się z nim spotkać, nie mogę dłużej tego przeciągać. - Usłyszała zdanie, którego tak bardzo się obawiała. 

Nie chciała ponownie zostać w tej ciemności sama. Przywykła do obecności mężczyzny, wyklętego podobnie jak i ona. 

- Wiesz, że to nie jest jedyne wyjście - zaczęła cicho po raz kolejny.

- Nie mam innego wyboru. I tak zbyt długo wymykam się z objęć śmierci. - westchnął, zerkając na nią kątem oka.

Leżała skulona na boku obok niego. Starała się zrobić mu jak najwięcej miejsca na tym wąskim łóżku, mimo iż czuł się zdecydowanie lepiej w przeciwieństwie do niej. Wiedział, jak bardzo wyczerpujące jest jego leczenie. Do tego widział smutek, który starała się przed nim ukryć. 

To był ostatni raz, gdy ją wykorzystywał. Przestanie być w ciągłym niebezpieczeństwie, gdyby ktoś go śledził. Był w tak złym stanie, iż zupełnie nie zwracał uwagi na to podczas podróży. Popełnił kolosalny błąd, za który miał nadzieję nie zapłacić. Sekret jej istnienia chciał zabrać ze sobą do grobu, tak by pozostała bezpieczna.

... i samotna jak duch.

Sumienie ciągle mówiło mu, że może popełnia błąd. Była tylko jednym z jego narzędzi w dotarciu do celu, jaki sobie wyznaczył. Rozumiała jednak jak nikt inny ciemność, z którą się zmagał. Nosiła w sobie ten sam mrok. Miał pozwolić, by tkwiła w nim dalej, żyjąc nie wiadomo jak długo? On wolał wybrać ucieczkę. Śmierć wydawała się lepsza niż wpadanie coraz głębiej w tę otchłań. 

*

- Wciąż nie powiedziałaś mi, czego oczekujesz w zamian - powiedział, zerkając na nią, gdy siedzieli wieczorem przed jej domem, opierając się o fragmenty ściany dawnego z budynków.

- Czy to może poczekać, aż wrócimy do środka? Myśle jeszcze nad jedną rzeczą - wyznała cicho. 

Chciała popełnić kolejny grzech, jeszcze większy niż pozostałe. Na przodków! Jak daleko sięgał jej egoizm? Czy zatraciła już wszelkie granice i rozsądek? Nie czuła nawet wyrzutów sumienia…

- W porządku. Jest dziś wyjątkowo ciepło jak na pełnię - mruknął Itachi, zerkając na nocne niebo.

- Racja, - Zgodziła się Yuzuriha.

Myślami była jednak gdzie indziej. Dzisiejsza noc była idealna. Pełnia była odpowiednią porą. Do tego już wypiła zioła, które miały dać jej pewność, że to, co zaplanowała, się powiedzie. 

Chciała od Itachiego tylko jednego. Wiedziała, że tylko on może jej to dać. Tylko jemu ufała na tyle. W swym długim życiu nie znajdzie innego mężczyzny, do którego zbliżyłaby się tak bardzo.

- Wracajmy - poprosiła, podnosząc się z miejsca, bojąc się, że im dłużej będzie zwlekać, jej pewność siebie uleci niczym uciekający nieustannie czas.

Uchiha ruszył zaraz za nią. Czuła jego wzrok na swoich plecach. Za każdym razem, gdy spoglądała w jego chłodne oczy, miała wrażenie, iż spogląda w czeluść jej duszy, widząc każdy jej sekret. 

- Więc? - Podchwycił, gdy zamknęła drzwi, wciąż na niego nie patrząc. 

Zaczynał zastanawiać się, cóż takiego Shikuroi mogła zażądać. Nie mógł zagwarantować jej bezpieczeństwa. Żadnego azylu, czy życia w jednej z Wiosek, tak by była chroniona, przez któregoś z Kage. 

- Posłuchaj.. Wiem, że proszę o wiele. Jednak… Chciałabym. To śmieszne wiem. Ale jesteś jedyny Itachi. Przy tobie nie muszę się bać. Wiem, czego ode mnie chcesz. Nie będę w stanie zaufać tak nikomu innemu. Oszczędziłeś mnie wtedy. Shikuroi jest piętnem jakie nosze. Nikt nie zawaha się… Każdy wykorzysta mnie do własnych celów… Jakbym była rzeczą. Ty widzisz we mnie również człowieka. - Jej słowa były niczym ulotne szepty. 

Wciąż nie wiedział, do czego dążyła. Uparcie wpatrywała się w podłogę, jakby to właśnie na niej były wyryte słowa, które do niego kierowała. Nie umknęło mu drżenie jej dłoni, ukazujące jak bardzo jest zdenerwowana tą sytuacją. 

- Nie używaj, proszę, Sharingana. Nie chcę by to była iluzja - wykrztusiła i spojrzała na niego. 

Jej oczy były pełne obaw i desperacji. 

Zrobiła niepewny pierwszy krok w jego stronę, a za nim kolejny. W jej ruchach widoczna była obawa, niepewność. Jakby nie mogła się zdecydować, czy nie lepiej jest porzucić swój plan i nie uciec. 

Otworzył usta, chcąc o coś zapytać, gdy zatrzymała się tuż przed nim, ale pokręciła przecząco głową. 

Drgnął nieznacznie, kiedy uniosła dłonie i rozpięła jego płaszcz. Trzymając, jego poły wspięła się na palce, by sięgnąć jego ust. Poczuł delikatne, nieśmiałe muśnięcie jej ciepłych, bladych warg, nagle rozumiejąc. 

Bezwiednie objął ją mocniej, przyciskając do swojego ciała. W tej chwili liczyła się tylko ta eteryczna istota w jego ramionach. Ich czarne dusze, należały do siebie w tym momencie i był pewien, że była tą jedyną. 

*

Pośpiesz się Sasuke.

Zostało mu kilka godzin życia. W najlepszym wypadku pół dnia. W najgorszym nieco ponad dwie godziny. Jeśli jego braciszek się nie pośpieszy, nie będzie dane otrzymać mu zemsty, na której tak mu zależy.

Zamiast tego znajdzie jego zimne, martwe ciało, trzymane szczelnie w objęciach śmierci. Był zbyt dużym grzesznikiem, by mógł poddać się w tym momencie. Zwłaszcza że podtrzymywał go przy życiu jej oddech. Cokolwiek to znaczyło. Na jego piersi pojawił się smok. Nie był to tatuaż taki, jak miała Yuzuriha. Z tego, co mu powiedziała, to była jej smocza dusza. Coś, czego nie powinna oddać nikomu za życia. Będzie podtrzymywać jego życie, tak długo, jak tylko się da. 

Słysząc, zbliżające się kroki, uśmiechnął się delikatnie.

To już ostatni raz. 

Wcieli się w rolę szaleńca, którym może zresztą był. Zagra w kolejne kłamstwa, mamiąc Sasuke, by uwierzył, iż pragnie odebrać mu oczy. Nagnie wszelkie swoje granice, w końcu i tak był już jedną nogą w grobie. 

Aktywował Sharingan, czując, jak choroba z wdzięcznością zajmuje jego ciało, jakby to on był pasożytem we własnym ciele. 

Oparł osłabioną rękę bardziej o płaszcz, pragnąc, oszczędzać siły tak długo jak tylko mógł. 

*

Ból przeszył jego pierś. Walcząc o oddech, złapał się za koszulkę, tracąc niemal kontrolę nad Susanoo. Nic jednak nie liczyło się bardziej w tej chwili niż powietrze, którego rozpaczliwie potrzebował oraz bólem zabierającym mu świadomość.

Opadł na kolana, zasłaniając dłonią usta, całym jego ciałem wstrząsnął kaszel. Czuł przenikliwe zimno przenikające go do szpiku kości. Krew spływała między jego palcami, z czego nigdy tak bardzo się nie cieszył. 

Zaczerpnął płytki, pełen bólu oddech. Uniósł głowę, wytężając wzrok, starał się zlokalizować brata. Ciemność już niemal w całości pochłonęła go. 

Mylił się.

Tak bardzo się mylił.

Dlaczego nie mógł jej posłuchać? 

Zatrzymał się przed Sasuke. Nie widział już nawet wyraźnie jego twarzy. Palcami dotknął jego czoła. Ciepło jego skóry dodawało mu otuchy, gdy otaczało go coraz większe zimno, a śmierć niczym stęskniona kochanka porywała w objęcia. 

- Otacza ją ciemność…. Sasuke… że przepraszam…   Nie oczekuję wybaczenia…znajdź ich… - wyszeptał z trudem.

Nie chciał, by została duchem. Nie, gdy była jego rodziną. Wiedział, co zrobiła. Była równie szalona co on. Popełniła tak wiele grzechów z jego powodu. Był egoistą, który wykorzystał jej dobre serce bez żadnych skrupułów. 

Jego dłoń zsunęła się bezwładnie, a jego ogarnęła nieprzenikniona ciemność, zabierając ze sobą jego życie. 


Rok po zakończeniu Czwartej Wielkiej Wojny Shinobi


Była zbyt wolna. W ostatniej chwili zdołała odrzucić chłopca, nim jej ciało uderzyło z impetem w drzewo, a piasek coraz bardziej napierał na nią. 

Z obawą patrzyła, jak chłopiec odbił się od ziemi, po czym upadł na nią nieruchomo. Miała nadzieję, że nic mu nie jest. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś mu się stało. Odda nawet za niego życie, jeśli zajdzie taka potrzeba. 

Sasuke był dla niej rodziną. On, Suigetsu i Jugo, a co za tym idzie ten mały również. Była świadoma, ile Itachi znaczył dla Uchihy. Nie pozwoli, żeby ten zaślepiony hipokryta go skrzywdził, czy zabił.

Zmusiła swoje mięśnie mimo protestu do gwałtownego ruchu. Z jej ust wydobył się krzyk, rękoma zasłaniała twarz, podczas gdy piasek chciał usunąć ją z drogi niczym zbędną przeszkodę. 

Nie mogła na to pozwolić, za jej plecami leżał mały Uchiha! 

- Nie! - Z jej gardła wyrwał się rozpaczliwy krzyk. 

Była zbyt nieostrożna. Dała się podejść, a cenę miał za to zapłacić niewinny chłopiec. Ze zgrozą wpatrywała się w piasek unoszący się nad dzieckiem, odmawiając modlitwy do nieistniejących bogów. 

Zacisnęła powieki, nie mogąc na to patrzeć, czując, jak sumienie ciągnie ją na samo dno. Zawiodła Sasuke i już nigdy sobie za to nie wybaczy.

- Nie pozwolę ci, Gaara! - Karin nie mogła uwierzyć we własne szczęście. 

Ogromna łapa zasłoniła małego Uchihę przed piaskiem. Uzumaki zaś gromił wzrokiem przyjaciela, nie wierząc, że naprawdę chciał skrzywdzić dziecko. 

- Nie wtrącaj się w to Naruto! - krzyknął No Sabaku. 

Nie mógł, nie potrafił zaatakować przyjaciela. Cokolwiek popychało go do odegraniu się na chłopcu, który zranił shinobi Suny, przegrywało w obliczu starcia z mężczyzną. Jego priorytetem było utrzymanie tej więzi, jaka łączyła go z Uzumakim. 

- Akihito! - Rozpaczliwy krzyk wstrząsnął nimi wszystkimi. 

Spojrzeli w kierunku Naruto, który się obrócił, widząc, jak z lasu wybiega Sasuke, a za nim młoda dziewczyna, wyglądająca wciąż jak nastolatka. Długie białe włosy, zasłaniały jej twarz, gdy opadła przy dziecku, a jej ciałem wstrząsnął szloch. 

- Nie możesz, nie możesz mnie opuścić! - krzyknęła rozdzierającym z rozpaczy głosem. 

Drżącymi dłońmi wyciągnęła małe zwoje, które powiększyła pieczęcią smoka. Na koniec zostawiając ostatni zwój. Przysunęła palec do ust, gryząc mocno, do krwi i przechyliła się po drugiej stronie ciała syna, pozwalając, by jej krew sięgnęła ziemi. 

Odetchnęła, widząc zwój, który otworzyła zamaszystym ruchem, po czym przesunęła po zapisanych imionach zranionym palcem.

- Co ona do diabła robi? - zapytał Gaara, chcąc zrobić krok w stronę nieznanej mu dziewczyny.

Naruto, który cofnął się wraz z resztą, położył mu dłoń na ramieniu, kręcąc przecząco głowa. Sam nie miał pojęcia, co robiła Shikuroi ale miał pewność, że zamierzała zrobić wszystko by uratować syna.

- Sasuke! - wydusiła Saukra, wybiegając od strony Konohy razem z Jugo i Suigetsu. Przyłożyła dłoń do ust, patrząc na scenę rozgrywająca się przed nimi, czując jak łzy podchodzą jej do oczu.

- On wciąż żyję - powiedział cicho Uchiha, obejmując ją. 

Sam był cały w nerwach, nie chciał wiedzieć, jak musiała się czuć Yuzuriha. Oddałby wszystko, gdyby był na jej miejscu i chodziłoby o jego własne dziecko. Nawet teraz pomógłby jej bez wahania, ale zarówno ona, jak i Akihto należeli do przeklętego klanu. 

- No dalej! On jest waszym ostatnim potomkiem! Pozwolicie mu tu zginąć?! - Rozpacz w głowie Shikuroi zmieniła się we wściekłość.

Obserwowała, jak powoli zaczyna otaczać ich czarny dym, z którego formę zaczęły przybierać smoki wielkością przypominające tego z jej tatuażu. Było ich tak wiele, że zasłoniły shinobi z Konohy, którzy stali w pewnej odległości od niej i jej syna. 

- Ratujcie go - wyszeptała przez łzy.

Chakra parowała tatuażu, a czerń niemal nie nadążała pokrywać konturów rysunku na jej ramieniu. Zużywała jej zdecydowanie za wiele. To przyzwanie nie powinno mieć miejsca. Oddała jednak swój oddech, więc dawne zasady jej nie obowiązywały. To inni Shikuroi musieli zadecydować. Potrzebowała ich tu teraz wszystkich.

- Czego od nas oczekujesz, Yuzuriho? - Głosy tak wielu smoków zabrzmiały w tym samym czasie, nakładając się w jeden. 

- Pragnę, aby on żył. Jest wszystkim, co mam. Proszę. - Jej głos był cichy niczym skrycie wypowiadana modlitwa. 

Skrzętnie pielęgnowanie pragnienie. Podtrzymywane nadzieją. Nadzieją, bez której nie mogła dłużej żyć. To był jej cały świat, jaki jej pozostał. Jedyna miłość, jedyne światło w ciemności. Wszystko inne zostało już zabrane. 

- Popełniłaś niewybaczalny grzech. Złamałaś główną zasadę paktu - zagrzmiały srogo głosy.

- I co z tego?! I tak jestem przeklęta! Gdyby nie to Akihito nigdy by się nie urodził! Nie byłoby kolejnego Shikuroi! - Jej głos był głośniejszy niż niemal pół tysiąca smoków. 

Oddychała z trudem. Zapasy jej chakry zbierane przez tyle lat kurczyły się w zastraszającym tempie, a porozumienia między nimi nie było. Jej dziecko miało coraz mniej czasu, przez co była jeszcze bardziej nerwowa. 

- Niech zadecyduje on - zadecydowały dusze jej zmarłych przodków. 

Shikuroi patrzyła na czarne kształty, które stopiły się w jedno, by przybrać nową formę, tym razem większą i jednolitą. Ze zgrozą wpatrywała się w ślepia wielkiego Czarnego Smoka, zwanego Czarną Śmiercią, który otoczył ich skrzydłami, zasłaniając przed niechcianymi spojrzeniami. 

- Ratuj go - poprosiła cicho - płynie w nim twoja krew. - dodała, chcąc, by to mityczne stworzenie uznało go za swego. 

Stwór nie odpowiedział. Zdawałoby się, że zastanawia się, cóż ma uczynić w tej kłopotliwej sytuacji. Wpatrywał się w oczy medyczki, które były czerwone od płaczu. 

Wiesz, jaka jest odpowiedź.

Głos niespodziewanie rozległ się w jej głowie, gdy zaczynała już tracić nadzieję. Zamarła nie wierząc. Wszystko tylko nie to. Skinęła z oporem głową, a łza popłynęła po jej policzku. Nadszedł czas, by zapłaciła za swoje grzechy. Żałowała, że musi się to tak skończyć, że nie ma zdolności, by coś zmienić. 

Ostatni raz spojrzała na syna, szepcząc ciche:

- Kocham Cię, Akihito

Tatuaż na jej ręku rozpłynął się, nie zostały po nim nawet kontury. 

Smok zniknął kilka minut później. Pozostawił po sobie pył, który zaczął powoli opadać na ziemię, znikając, gdy tylko jej dotknął, imitując pierwszy zimowy śnieg. Pośród tego niecodziennego widoku reszta shinobi mogła zobaczyć leżącą na trawie Yuzurihe, trzymającą kurczowo w objęciach Akihito. 


~*~

To dwa lata. Nie liczę Teorii Przypadków, bo to w większości nie było zmienione przed publikacją. Ale napisanie czegokolwiek na pustej stronie przez ten czas przychodziło mi z ogromnym trudem. 

Minęły dwa lata, a dla mnie to zaledwie chwila. Dopiero tak naprawdę pozbierałam się po stracie taty i można powiedzieć, że odblokowałam twórczo. 

Nie zliczę ile razy, w tym czasie otwierałam plik z Przeklętym klanem, jak jest roboczo zapisany, będąc świadoma, że został mi ten rozdział i epilog. No dobrze skłamałabym teraz. Epilog + coś jeszcze. W większości mam już wszystko napisane więc niebawem dorzucę i resztę. 

Jestem szczęśliwa, że mimo tak okropnie długiej przerwy uda mi się skończyć ten fanfic.

Przeczytałaś/eś?
Zostaw po sobie jakiś ślad!
Tobie zajmie to chwilę, a mi sprawi ogromną radość.